Rev przetarł zaspane oczy, po czym powoli
zwlókł się z łóżka. Prawie potknął się o zostawione wieczorem buty, od
zderzenia z podłogą uratowała go szafa. Omotał wzrokiem zagracony pokój i
postanowił, że dzisiaj zrobi porządek, bo mieszkanie w takim syfie zaczynało go
nudzić.
W powietrzu unosił się mocny zapach kawy.
Robert miał zwyczaj wstawać wcześnie i szykować śniadanie dla nich obojga,
ponieważ twierdził, iż Rev zachowuje się jak dzieciak i nie jest w stanie
przyrządzić sobie porządnego, sytego posiłku. Fioletowowłosy zawsze uważał, że
nauczyciele są sztywni, lecz nigdy nie przypuszczał, iż jakiś będzie robił
warzywne buźki na jego kanapkach.
- Do rannych ptaszków to ty nie należysz
– rzucił czarnowłosy, kiedy Rev zaszczycił kuchnię swoją obecnością. – Mógłbyś
czasem wstawać wcześniej – dodał z wyrzutem.
- Mógłbym czasem wstawać o wiele później
– poprawił go fryzjer, po czym zasiadł na drewnianym krześle niczym król. –
Niestety, gdybym nie zapłacił czynszu, wywaliliby mnie na zbity pysk. A całkiem
nieźle gotujesz.
- Ja ci dam „całkiem nieźle”. – Nim Rev
się obejrzał, na jego głowie wylądowała mokra ścierka. – Nie dość, że dostajesz
żarcie pod nos, to jeszcze śmiesz podważasz idealność smaku moich potraw. A idź
ty.
- Nigdzie nie idę, jestem nieubrany. –
Revaille zlustrował Roberta od stóp do głów. Nauczyciel jak zwykle wyglądał
nienagannie i niezwykle energicznie. Dało się od niego wyczuć pozytywną
energię. Nawet gdy wracał z pracy i rozkładał się przed telewizorem, nie
narzekał na trud nauczania nastolatków.
- To rusz swój szanowny tyłek, spodnie
same nie przyjdą – prychnął Robert, ale podał mu talerz ze śniadaniem. –
Marniejesz w oczach, młody.
Pomiędzy lokatorami było siedem lat
różnicy, mimo to dogadywali się świetnie, rzadko miewali kłótnie, a jeśli już,
łagodzili je piwem i jakimś ciastkiem na mieście. I choć już ponad rok
mieszkali razem, nie pociągali się fizycznie i śmiało paradowali przy sobie w
bieliźnie, choć oboje doskonale znali swoje preferencje seksualne.
- Nie, po prostu stajesz się coraz
bardziej ślepy i masz zwidy. – Rev ugryzł spory kawałek wielowarzywnej,
kolorowej kanapki. Miała idealnie skomponowany smak, aż chciało się nim delektować,
zamiast machinalnie przeżuwać i przełykać kęsy. – I nie jestem młody – dodał z
pełnymi ustami.
- Kiedy ty hasałeś w pieluszkach, ja już
potrafiłem pisać i czytać. – Robert westchnął ciężko, a następnie klapnął na
wolne krzesło i powoli dopijał swoją kawę. W głowie znów miał widok zamyślonego
Krisa, który od ostatniego spotkania, kiedy to po raz pierwszy spadł śnieg, nie
robił nic głupiego tylko siedział i tępo wpatrywał się w tablicę, nawet nie
słuchając tematu.
Robert doskonale pamiętał, jak chłopiec
dosadnie dał mu znać, że wraz z końcem jesieni zniknie. Z początku mężczyzna
myślał, iż nastolatkowi chodziło o przeprowadzkę albo zmianę szkoły, co byłoby
głupim posunięciem w ostatniej klasie, lecz po dwóch tygodniach ciszy
zrozumiał, co Kris naprawdę miał na myśli. Znikła jego pewność siebie, jego
uśmiech, zainteresowanie. Robert każdego wieczoru zastanawiał się, jak je
przywrócić, ponieważ do początku kalendarzowej zimy zostało mu ledwie
dwadzieścia dni.
- Jak planujesz spędzić święta? – zagadał
Rev, wyrywając nauczyciela z ponownego zamyślenia.
Robert przetarł oczy, po czym upił
ostatni łyk zimnej już kawy. Przyjrzał się fusom, po czym odstawił kubek na
stole.
- Pewnie odwiedzę rodzinę. Dawno nie
widziałem się z matką, a po śmierci ojca… No cóż, została sama z Emily.
Emily była młodszą siostrą Roberta, której
niespecjalnie układało się w życiu. Dziewczyna miała dwadzieścia cztery lata i
pisała dorywczo do miejskich gazet, jednak brakowało jej punktu zaczepienia.
Robert wiele razy powtarzał dziewczynie, by w końcu zaczęła myśleć o
przyszłość, lecz ta zbywała go machnięciem ręki i przecudownym uśmiechem
wołającym „wszystko będzie dobrze, nie martw się, braciszku.” I jak tu zrozumieć młodych ludzi.
- W takim razie mieszkanie pozostanie
puste, bo i ja mam plany – powiedział Revaille, pałaszując kolejną kanapkę.
Fryzjer każdego roku jeździł na
świąteczny obiad do rodziny, stało się to tradycją i doskonale pamiętał, jak co
roku zjeżdżały się ciotki, wujkowie, dalsze i bliższe kuzynostwo, a on biegał w
niebieskiej piżamce w dinozaury i naciągał ich na słodycze. Rev lubił wspominać
swoje dzieciństwo, zawsze powtarzał, że to właśnie dzięki szczęśliwym latom
spędzonym na wsi potrafił wyjść cało z każdej opresji, nawet jeśli wymagało to
wiele wysiłku oraz czasu.
- Wymeldujemy się na tydzień, mniej
zapłacimy – rzucił Robert, który zawsze myślał o oszczędzaniu. Rev zgodził się
kiwnięciem głowy, bojąc się, że chleb niespodziewanie opuści jego usta, gdy
tylko je uchyli. – Dobra, będę się zbierał, muszę jeszcze przygotować arkusze
do testów.
Nauczyciel wstał, zaniósł kubek do zlewu,
potem włożył płaszcz i już go nie było. Rev doskonale wiedział, że Robert starał
się, aby jak najlepiej przygotować dzieciaki do matury. Czasem nawet zazdrościł
mu determinacji, bo sam bez powodu nie robił nic specjalnego.
Revaille dokończył śniadanie i powrócił
do pokoju, by zebrać brudne rzeczy i wstawić pranie. Miał dziś popołudniową
zmianę, więc mógł sobie pozwolić na sprzątanie. Fryzjer nie przepadał za
pedantyczną czystością, dlatego też nie wycierał kurzów, nie wciągał od razu
odkurzaczem każdego okruszka ani nie kłopotał się częstym wynoszeniem śmieci.
Najczęściej to Robert zajmował się takimi drobnymi sprawami, a Rev przywykł do
obsługiwania pralki.
Po wypełnieniu obowiązków,
dwudziestodwulatek wziął szybki prysznic i ubrał się w ulubione dżinsy oraz
wygrzebany z szafy, czysty podkoszulek. Na to narzucił ciepły sweter. Chodź
kalendarz wskazywał dopiero początek grudnia, mróz i śnieg już cieszyły – albo
i nie – przechodniów. Dzieciaki od kilkunastu dni rzucały się pod blokiem
śnieżkami i lepiły bałwany z dziwnymi nosami, ponieważ same wolały pogryzać
marchewki. Rev osobiście lubił zimę, choć twierdził, że odwiedziła miasto
trochę zbyt szybko. Nic jednak nie mógł na to poradzić, więc po prostu przyjął
jej odwiedziny z uśmiechem i czasem po pracy towarzyszył dzieciakom.
Revaille spakował do torby drugie
śniadanie przygotowane przez Roberta oraz termos z herbatą (nie przepadał za
kolejką do czajnika w salonie). Poprawił jeszcze włosy, mierzwiąc je palcami.
Potem ubrał kurtkę, buty, szalik z frędzlami, który dostał w uprzednie święta,
czapkę, a następnie opuścił mieszkanie, zamykając ciężkie, brązowe drzwi na
klucz.
***
Robert rozdał wszystkim uczniom kartki z
pytaniami, a następnie zasiadł za nauczycielskim biurkiem i przyglądał się
główkującej młodzieży. Wyglądali na naprawdę skupionych. Sam dobierał zadania i
nie należały one do najłatwiejszych. Po chwili jednak skupił się na Krisie,
którego jasne włosy opadły nieco, kiedy schylił głowę i zaczął z niebywałą
lekkością kreślić długopisem odpowiedzi. Wyglądało na to, że nie sprawiały
chłopcu żadnej trudności – wręcz przeciwnie, sprawiały przyjemność. Robert
wiedział, że Kris uwielbia fizykę, ale nie sądził, by między nim a resztą klasy
znajdowała się taka głęboka wyrwa w wiedzy.
Kris oczywiście wiedział, iż test nie
będzie łatwy, więc spędził nad książkami dwie ostatnie noce, rozwiązując
najróżniejsze zadania z zakresu tematów, które zawierał pierwszy dział. Wkuł
wszystko, co wydało mu się potrzebne oraz jeszcze więcej. Nie chciał zaniżać
swojej średniej, a ostatnimi czasy nie za bardzo słuchał nauczyciela. Dlaczego?
Bo jego uczucia rosły z każdym mijającym dniem i nie potrafił sobie z tym
poradzić. Wolał udawać, że nic nie widzi, że nie słyszy. Stworzył swój własny
świat i nie zamierzał wpuszczać nikogo z zewnątrz. Tu, w środku, było mu ciepło
i przytulnie.
Mijały minuty lekcji , a Kris czuł na
sobie wzrok belfra. Doskonale wiedział, że swoją zmianą zachowania zyskał dwa
razy więcej jego uwagi. Powstrzymywał się jednak przed rzuceniem choćby spojrzenia
w stronę mężczyzny. Nie, on jest zajęty testem i nie obchodzi go nic poza
uzyskaniem najlepszej oceny. Tymczasem już dawno ukończył wszystkie zadania i
teraz tylko rysował dziwne, bliżej nieokreślone kształty, delektując się myślą,
iż zajmuje myśli Roberta. Prawie przygryzł wargę, lecz zniszczyłoby to
przyodzianą maskę skupienia, więc trzymał swoje emocje na wodzy.
Wreszcie zadzwonił dzwonek i dzieciaki z
jękiem niezadowolenia odłożyli swoje kartki na rogach ławki, po czym z
rezygnacją opuścili salę. Tak jak myślał Robert, test okazał się zbyt trudny
dla większości, lecz miało to popchnąć ich do dalszej samorealizacji i
zmotywować do nauki.
Kris szedł na samym końcu i wyglądał na
znudzonego. Miał półprzymknięte oczy i usta ułożone w kreskę. Powinien raczej
tryskać radością, skoro poszło mu tak dobrze.
- Kris, czy mógłbyś na chwilę zostać? –
zapytał głośno Robert, poprawiając okulary.
Chłopak tylko na to czekał. Uśmiechnął
się tryumfalnie, lecz gdy odwrócił swą twarz w stronę nauczyciela, znów przybrał
maskę obojętności. Cofnął się o trzy kroki i oparł tyłek o blat ławki.
Kris doskonale wiedział, że swoim
postępowaniem nie tylko gra na odczuciach nauczyciela, ale również zyskuję
większość jego uwagi. Każdy dostrzegłby zmianę w jego zachowaniu i zadawał
pytania, lecz w tym wypadku Krisowi nie zależało na innych, lecz na Robercie,
który w idealnie wyprasowanych garniturze wyglądał zniewalająco.
- Chciałbym z tobą porozmawiać – oznajmił nauczyciel, układając dłonie na
blacie stołu. Wyglądał poważnie i zdystansowanie, zdecydowanie bał się zbliżyć
do ucznia, lecz nie widział innego wyjścia. Czuł potrzebę, by pomóc mu w
rozwiązaniu jego problemów. Jedyny dzieciak, który doskonale radzi sobie z
fizyką nie mógł tak po prostu zniknąć, to nie do przyjęcia.
- Słucham więc – odpowiedział nastolatek,
wciąż utrzymując beznamiętną postawę. Skrzyżował ręce na piersi i przechylił
głowę w bok, ukazując niewielkie kółko w płatku lewego ucha.
Robert wziął głęboki oddech.
- Czy masz już plany na przyszłość? –
zapytał powoli, przyglądając się szarym oczom chłopca.
Mężczyzna spodziewał się długiego namysłu
oraz jakiejś mądrze zbudowanej wypowiedzi, tymczasem otrzymał krótką i zwięzłą
odpowiedź.
- Nie. – Kris nie zamierzał zwierzać się
nauczycielowi, jeszcze nie teraz, kiedy gra dotyczyła największej stawki. – Czy
to już wszystko? Mam teraz wf i nie chciałbym się spóźnić – dodał, ponieważ
przebywanie sam na sam z Robertem przyprawiało go o szybsze bicie serca. A
kiedy patrzył na niego swoimi zielonymi, zatroskanymi oczami, Kris miał
wrażenie, że zaraz ugną się pod nim nogi, tak bardzo pragnął go przytulić.
- Tak, możesz już iść.
Robert odprowadził Krisa wzrokiem, a
następnie zdjął okulary i przetarł oczy. Nie sądził, że tak trudno będzie
przebić się przez mur nastolatka.
***
Rev popijał właśnie herbatę z termosu i
delektował się kanapką Roberta, kiedy usłyszał dzwonek przyczepiony do drzwi.
Spojrzał błagalnym wzrokiem na Nanami, młodą Azjatkę, która – przewracając
oczami – udała się na salę, by obsłużyć klienta. A przynajmniej taką miał
nadzieję zabiegany od rana Revaille. Niestety, dziewczyna wróciła po chwili i
oświadczyła, że przyszło dwóch mężczyzn i chcą właśnie jego.
Rev, zaskoczony nieco popytem na jego
fryzjerskie zdolności, przełkną kawałek chleba, który właśnie miał w ustach, po
czym z niezadowoleniem pomaszerował do głównego pomieszczenia. Pokręcił głową,
odpiął spinkę przytrzymującą grzywkę, schował ją do kieszeni i przykleił
uśmiech do swojej kościstej buźki.
Na kanapie przy szklanym stoliku
siedziało dwóch ciemnowłosych facetów. Obaj ubrani schludnie, z często
spotykaną na ulicach wielkich miast elegancją. Na głowie jednego spoczywał
czarny kapelusz.
- Dzień dobry, wzywali mnie panowie –
powiedział Rev, stając za stolikiem. Wyglądał jak typowy fryzjer z wyobrażeń nastolatki
– nietypowe ścięcie i dziwaczny kolor włosów, całkiem niepasujący do całości.
- Ty jesteś Revaille? – zdziwił się ten w
kapeluszu. Grzywka opadła mu na oczu. – Cleventine powiedział, że genialnie
obciąłeś mu włosy.
- Cleventine? – Rev zmarszczył brwi, nie
przypominając sobie nikogo o tak dziwacznym imieniu. – Nie pamiętam wszystkich
klientów, ale proszę za mną, zobaczymy, co da się zrobić.
Fioletowowłosy wskazał ręką jedno z
krzeseł przed długim lustrem, a mężczyzna grzecznie na nim usiadł, zostawiając
nakrycie głowy w rękach przyjaciela.
- Liczę na ciebie – rzucił do fryzjera, a
następnie zamknął oczy, by nie oglądać postępów w pracy.
Rev chwycił w dłoń swoje ulubione,
czerwone nożyczki.
~~*~~
Doskonale zdaję sobie sprawę, że Cleventine brzmi jak nazwa jakiegoś płynu do mycia szyb, ale może on lubi skakać po parapecie ze ściereczką. x""D Nie hejtujcie Venti. ;-;
Rozdział przed korektą, sorry za błędy, jeśli ktokolwiek to czyta. >w<
Rozdział przed korektą, sorry za błędy, jeśli ktokolwiek to czyta. >w<